W końcu, znalazłem rozwiązanie, a raczej SAXX znalazło mnie. Bielizna SAXX idealnie dopasowuje się do ciała nie tylko podczas wyczerpujących treningów, ale również doskonale sprawdza się w życiu codziennym.
Nieprzypadkowo National Geographic nazwało je najlepszą bielizną na podróże. Gdy zmoczyła nas gigantyczna ulewa przy wodospadach Iguazu, gatki by błyskawicznie suche.
Odciski, otarcia, pęcherze, podrażnienia. Każdy biegacz zna ten temat. Jeżeli w porę nie zareagujemy, albo nie będziemy im przeciwdziałać jeszcze przed startem, mogą się przerodzić w paskudne rany, które wyeliminują nas na jakiś czas z treningów.
Sponiewierało mnie tak, że słodki jezu w morelach... Lecz trening wykonany! Czantoria zdobyta trzy razy, kije są super, jestem zadowolony i umieram. Przy okazji pozdrawiam turystów, którzy na trasie dopingowali mnie pełnymi otuchy pomrukami „Co za koleś”
Jestem użytkownikiem bielizny firmy SAXX i przyznam szczerze, że jestem zachwycony z ich użytkowania! Po pierwsze, mam problem z lekką nadwagą, choć w sumie to kwestia gustu. Chodzi o to, że zawsze podczas wędrówek obcierałem się w pachwinach, czy też z powodu temperatury, czy nadmiernego pocenia się. Nie umiałem w żaden sposób sobie z tym poradzić...
Po paru tygodniach użytkowania chciałem podzielić się z wami wrażeniami z użytkowania bielizny SAXX. Po założeniu nie dzieje się nic spektakularnego, ale już po paru chwilach użytkowania czuć pracę „hamaka”. O co chodzi? Trudno to jednoznacznie opisać ale nasza męskość jest unoszona i jakby lekko, nie uciskowo przytrzymywana.
Znakomita bielizna, której zalety czuję, mając w nogach 40-ty kilometr długiego trekingu lub kończąc długie wybieganie na treningu. Moje Saxx-y Quest 2.0 są znakomicie dopasowane, a przy tym niewyczuwalne. W upalny dzień świetnie odprowadzają wilgoć i szybko schną, a w drodze na wysoki szczyt świetnie leżą pod kilkoma warstwami ubrania.